Jezu Miłosierny, Ty poleciłeś swoim Apostołom: „Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie, nie przeszkadzajcie im; do takich bowiem należy królestwo Boże” (Mk 10, 15). Ty z miłością kładłeś na dzieci ręce i błogosławiłeś je. Zachęceni Twoim przykładem składamy dziś w Twym Najmiłosierniejszym Sercu nasze dziecko, którego śmierć opłakujemy.
Odpowiadamy w ten sposób na Twoje wezwanie, które przekazałeś świętej siostrze Faustynie: „Dziś sprowadź mi dusze ciche i pokorne, i dusze małych dzieci, i zanurz je w miłosierdziu moim. Dusze te są najwięcej podobne do serca mojego, one krzepiły mnie w gorzkiej konania męce; widziałem je jako ziemskich aniołów, które będą czuwać u moich ołtarzy, na nie zlewam całymi strumieniami łaski. Łaskę moją jest przyjąć zdolna tylko dusza pokorna, dusze pokorne obdarzam swoim zaufaniem” (nr 1220).
Ośmieleni, Jezu, Twoją dobrocią pokornie prosimy: przyjmij nasze dziecko do wspólnoty zbawionych i pozwól mu oglądać swoje Oblicze. Ty, który płakałeś nad śmiercią przyjaciela Łazarza, spójrz z miłością również na nas, rodziców/dziadków tego dziecka, oraz wszystkich dotkniętych jego stratą. Napełnij nas nadzieją na spotkanie z naszym dzieckiem w wieczności w domu kochającego Ojca.
Jezu Miłosierny, z ufnością prosimy: ulecz nasze zranienia, ratuj od rozpaczy, uwolnij od bólu i cierpienia, usuń lęki z naszego serca i obdarz nas Twoim pokojem. Maryjo, Matko Pocieszenia, otul swoim macierzyńskim płaszczem nasze dziecko i przedstaw je Miłosiernemu Bogu. Ty, która bezgranicznie zaufałaś, naucz także nas ufności w tych trudnych chwilach pożegnania i rozłąki z ukochanym dzieckiem. Amen.
Bo tyle trwa ciąża począwszy od 1 stycznia. Dlaczego jest tak ważny? Bo nie ma chyba rodziny, w której nie zdarzyłoby się to nieszczęście, polegające na tym, że to rodzice odprowadzają swoje dzieci do bram wieczności a nie dzieci rodziców.
Świat staje do góry nogami i wszystko ulega przewartościowaniu.
„Czas leczy rany”... Taki banał często powtarza się osobom, którym zmarło dziecko. Ma to być pocieszenie, a wychodzi zupełnie odwrotnie. Zamiast powtarzania słów, które nic nie wnoszą, lepsze jest milczenie, uścisk dłoni, przytulenie, ciepłe spojrzenie, współczujący uśmiech, a przede wszystkim modlitwa. Nie ma na to żadnej reguły, choć psychologia podaje ich mnóstwo. Wszystko jednak zależy od relacji osobowej z drugim człowiekiem i wyczucia, co najlepiej w danym momencie zrobić.
Jedno jest pewne. Są osoby, u których nagle wybucha rozpacz po stracie dziecka – gdzieś wcześniej zduszona – po dwudziestu, trzydziestu latach po jego śmierci, a są również takie, które już po roku od dramatycznego zdarzenia, po przebyciu okresu żałoby są w stanie pożegnać dziecko, pogodzić się z tym faktem i zupełnie normalnie funkcjonować.
Często słyszy się „minie parę lat, zapomnisz”. A zapomnienie to nie jest uleczenie. Kiedy się o czymś „zapomina” to zawsze może się również przypomnieć i to nie wiadomo w jakim niespodziewanym momencie. Poza tym czas nie jest osobą. Jak bardzo potrzebne nam są konkretne Osoby do pomocy w różnych trudnych momentach naszego życia – wszyscy dobrze wiedzą. A więc czas odpada. Wraz z „czasem” możemy powiedzieć „jakoś to będzie”. My jednak nie chcemy żeby „jakoś to było” – chcemy prawdziwego, rzeczywistego uleczenia a potem życia w całkowitym zdrowiu. A zatem czas nie przyjdzie do nas, żeby nas przytulić kiedy płaczemy, żeby wesprzeć życzliwym słowem, kiedy stoimy na krawędzi. Czas z nami nie będzie kiedy płaczemy, bo czas ucieka, ciągle jest go za mało. A my, kiedy cierpimy chcemy się zatrzymać. Często rodzice po stracie opowiadając o okolicznościach w jakich doszło do wypadku lub innego tragicznego zdarzenia mówią „moje dziecko nie żyje… dla mnie czas się zatrzymał, ale świat gna dalej na oślep”.